Mistrz fałszywych biografii

Był najlepszym w swoim fachu autorem fałszywych biografii. Do jego małego antykwariatu przychodzili lekarze, adwokaci, prokuratorzy, notariusze, zwykli alfonsi albo członkowie miejskiej elity. Z takiego czy innego powodu fragmenty ich życiorysów musiały pójść na dno pamięci zbiorowej, a na ich miejscu musiały pojawić się nowe wyspy przyzwoitości i cnoty. Niektórych motywował zwykły lęk przed pomstą z nieba, paranoiczny strach o życie, innych – krzykliwa i obezwładniająca próżność albo duma. Wszyscy przypominali miedziowników, wycierających usilnie octem, glinką i kawałkiem wełny zielonkawe plamki na naczyniu, jakim jest ich życie. Niektórzy chcieli, by całkowicie zmieniono krój ich biografii, aby bez wahania zrobić z ich kożucha płaszcz, wymieniając nawet guziki z masy perłowej na metalowe. Inni mieli skromną ambicję, żeby ukryć kilka lat ze swojego życia, jeszcze inni – aby zdjąć ze świecznika poszczególne czyny, wydarzenia lub motywy. 

Wysłuchiwał ich, nie wkładając wysiłku w odkrywanie prawdy albo wniknięcie w przyczyny jej ukrycia. Zachowywał w pamięci tysiące życiorysów, kwestią wprawy stało się zamienienie części czyjegoś życia fragmentem z życia kogoś innego. W ten sposób po korytarzach jego świadomości spacerowali oficerowie z elementami biografii kaznodziejów, szewcy z przeszłością profesorów uniwersyteckich i poważne filantropki z grzechami wołającymi o pomstę do nieba. W przypływie dobrego nastroju niekiedy pozwalał sobie na bardziej skomplikowane transplantacje – zamiast zamieniać nieprzyzwoite na przyzwoite, niedozwolone na dozwolone, amoralne na moralne, tworzył zupełnie odwrotne kombinacje. Szokował publiczność maskowaniem grzechu innym grzechem, dopuszczalnym i uświęconym poufną umową między członkami danego społeczeństwa. Zdarzało się, że klienci przekraczali jego skromne progi dwa, trzy albo i więcej razy. Kwestią honoru było nie zgubić się we własnoręcznie stworzonym labiryncie cudzego życia, znaleźć te tajne znaki na ścianach, oznaczające fałszywe korytarze, szczęśliwe dojść do wyjścia i wrócić, aby jeszcze raz ułożyć cały rebus. 

Pewnego popołudnia przyszedł do niego właściciel lombardu, zamówił fałszywą autobiografię i zostawił zaliczkę. Jedynym wymaganiem było, żeby powstała w formie pamiętnika. Mistrz kiwnął głową na znak zgody, chociaż pierwszy raz otrzymał zamówienie na fałszywą autobiografię, w dodatku w formie pisemnej. Najczęściej przyjmował klientów na szerokiej kanapie naprzeciwko swojego biurka i godzinami relacjonował im wymyślone na poczekaniu nowinki z ich przeszłości. Nierzadko skryte zdziwienie, zachwyt lub zakłopotanie nabytymi wspomnieniami utrudniały szybkie zapamiętywanie szczegółów, więc koniecznym było powtórzenie seansu dwa lub trzy razy. 

Wskazany przez nowego klienta termin wykonania zamówienia wynosił pięć tygodni. 

Przez pierwsze dwa leniwie układał dostępne dane z życia zamawiającego w stosowne sytuacje: dalekie podróże, nagłe bankructwa, tragiczne straty i gwałtowne wzloty. Starannie postarzał gruby notes z białymi kartkami, oprawiony cielęcą skórą, obrabiając oddzielnie okładki i strony. Do tuszu dodał mieszanki tradycyjnie używane przed pięćdziesięciu laty i zostawiał je do wywietrzenia na tydzień i siedem godzin. 

W trzecim tygodniu oddał się przyjemności wymyślania szczegółów, przewidywania możliwych wątpliwości i rozwiązywania ich zgrabnymi kombinacjami logicznymi. 

Wtedy nagle zrozumiał, że historia nie będzie opowiadana innym na głos, a będzie opowiadała sama o sobie wszystkim, którzy otworzyliby notes z cielęcej skóry ze starannie wytartymi brzegami białych kartek.

W czwartym tygodniu prawie nie wstawał od sekretarzyka, wpatrując się w widok za oknem. Wspaniałe wydarzenia, nieskazitelne logicznie środki stylistyczne, znakomite łączenie przyczyn i skutków wydawały mu się nieistotne i niedorzeczne, kiedy musiał ożywić je swoim głosem. Wszystko, czego dotknął, aby opowiedzieć to w pierwszej osobie, rozpadało się i osiadało jak kurz na okładce książki, która latami stała na najwyższej półce w bibliotece.

Trzy dni przed upływem ostatecznego terminu zamówienia zrozumiał, że jedyny sposób na jego wykonanie to sprzedanie klientowi swojej autobiografii. Nie mogąc zmrużyć oka aż do świtu, z trudem przypominał sobie fragmenty swojego życia. Do każdego szczegółu dochodził w napięciu, nie będąc pewnym, czy wydobyte wspomnienie jest jego, czy też stanowi przebłysk z życia opowiedzianego komuś innemu.

Tak zastał go poranek ostatniego dnia. Tak zastał go również klient, który przesunął jego bezwładną rękę i na widok pustych białych kartek uśmiechnął się usatysfakcjonowany. 

Korekta: Angelika Kosieradzka


Aleksander Sekułow – ur. 6 stycznia 1964 r. w Płowdiwie, jest bułgarskim pisarzem, poetą, publicystą i dramaturgiem. Ukończył filologię bułgarską na Uniwersytecie Płowdiwskim im. Paisjusza Chilendarskiego. Pracował jako dziennikarz, redaktor i wydawca czasopism, prowadził audycje radiowe, był dyrektorem wykonawczym Europejskiego Miesiąca Kultury – Płowdiw 1999. Jest założycielem i właścicielem dwóch z najbardziej znanych klubów muzycznych w Płowdiwie „Конюшните на царя“ и „Петното на Роршах“, w których odbywają się wydarzenia z obszaru muzyki jazzowej, klasycznej i rockowej, a także literatury i kina. W swoim dorobku ma szereg utworów z dziedziny prozy, poezji, eseistyki i publicystyki, za które otrzymał kilka nagród. Jego teksty są tłumaczone na język angielski, niemiecki, francuski i węgierski.


Aleksander Sekułow jest dramaturgiem w Teatrze Dramatycznym w Płowdiwie, a także znanym pisarzem i dziennikarzem do tej pory nietłumaczonym na język polski, dlatego właśnie chciałyśmy przybliżyć go szerszej publice. Tekst o enigmatycznym twórcy wiarygodnych mistyfikacji skusił nas tajemnicą, obietnicą intrygi i pewnego niewyjaśnionego niepokoju. Tłumaczenie powstało na zajęciach online.

_DSC5606.jpg

Eliza Markiewicz, Zuzanna Kierwiak, Julia Buż, Anna Sałamatow

studentki czwartego roku warszawskiej bułgarystyki.

fot. Paulina Siewierska

Previous
Previous

Wielka wycieczka

Next
Next

Cykl: Wprawki translatorskie. Poezja dziecięca.